20.11.07

Dzika dzikość dzikich dzikusów

– Heyka! – Dziki wierzchowiec mruknął pod nosem, wpadając z rykiem do baru piwnego.
– Ryk, siadaj obok mnie – Ryk wpadając z wierzchowcem nie zauważył stołu i wrypał się wprost na niego.
– Jak wpadasz! – ryknął Stołu.
W tym momencie Wpadasz nie wytrzymał. Jak mogli porównać go ze Stołu?
– Jak mogłeś porównać mnie ze Stołu?! – zapytał oburzony.
Do tej pory Oburzony siedział cicho, ale gdy usłyszał, że o nim mowa, też przyłączył się do dyskusji.
– No więc się przyłączyłem – powiedział Też.
– Ale bałagan się zrobił – Dziki wierzchowiec wiedział, co mówi.
– No więc zrobiłem się, i co z tego? – Bałagan stanął obok Ryka.
– Kto tu jest kto??? – zapytała Heyka.
– Jak to kto? Ja! – odpowiedział Kto.
– Nie rozumiem! – to znów Heyka.
– Tu jestem – Nierozumiem myślał, że jest wołany.
– Nierozumiem, nie jesteś Wołany! Wołany stoi koło baru – Stołu dodał od niechcenia.
– Tak, Wołany stoi obok mnie – mruknął Bar.
Mnie spojrzała na Bara i prowokującym spojrzeniem dała mu znać, że nie żartuje.
– Jak zwykle, żartowałem – Nie się uśmiechnął.
Mu dostał znać, ale nic nie zrozumiał.
– A ty, Nic, jak zwykle nie rozumiesz – Koniu miał już powyżej uszu tej gadki.
– Co ty nie powiesz… – Gadka do tej pory milczący nie wytrzymał.
– Przecież byłeś do tej pory Milczący… – Koniu zaczął przejmować inicjatywę.
Po chwili Inicjatywa została przejęta.
– Jestem Przejęta od tej pory! – darła się Inicjatywa.
W tym samym czasie powyżej uszu Konia zaczynało być Gadki coraz mniej.
– Heyka! – do baru wpadł szybki Lopez.
– Co ty chcesz ode mnie? – Heyka się domyślała…
– Ja? – spytał Ty.
– Nie! – odparowała Heyka.
– Co? – odezwał się Nie.
– Wołasz mnie? – zdziwił się Co.
– Zamknąć się! – ryknął Koniu.
W tym momencie wszyscy się zamknęli. I to był błąd Konia, bo zapomniał dodać, żeby nie na klucz, bo klucza nie było.
– Nie ma Klucza – Błąd Konia ocenił sytuację.
– Nie oceniaj mnie po wyglądzie – stwierdziła Sytuacja.
– Bo co? – Błąd Konia nie dawał za wygraną.
Ale Bo i Co byli zamknięci na klucz, którego nie było. W tym momencie Koniu nie wytrzymał, wziął piwo i wyszedł.
– Chodź, Piwo, idziemy gdzie indziej, gdzieś, gdzie będzie można spokojnie porozmawiać, bo tutaj chyba wyobraźnia płata figle.
A Wyobraźnia siedziała i spokojnie płatała figle…

Dariusz Majgier, http://dariusz.majgier.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz